Większość czytelników nigdy nie słyszała o Palmeiros - i nie należy mylić go ze znanym polem golfowym o podobnie brzmiącej nazwie. Według Google nie istnieje, ale można je znaleźć jako kropkę na niektórych mapach. Istnieją jednak dowody na to, że ta ślepa uliczka, w pobliżu wiejskiego miasteczka Salir, na północ od Loulé, istnieje od czasów rzymskich.

Obecnie składa się z kilkudziesięciu mieszkań zamieszkałych przez stałą populację i kolejnych kilku wykorzystywanych jako domy wakacyjne, wszystkie mieszczące wiele narodowości. Jego mieszkańcy to zarówno tradycyjni mieszkańcy, którzy uprawiają własne warzywa i hodują kurczaki, tak jak ich rodziny od pokoleń, jak i wysoko postawieni menedżerowie, którzy przylatują na weekend. Nie ma tu sklepów, barów ani restauracji; nie ma nawet kościoła - ale jest duch.

Credits: Dostarczone zdjęcie;

Stało się to widoczne podczas obchodów "Santos Populares", trzech świętych, których dni pamięci obchodzone są w czerwcu. Niektórzy z mieszkańców nieumyślnie przekształcili tę okazję w eksperyment integracji społecznej... i zabawy!

Wszystko zaczęło się podczas wiosennego festiwalu Espiga , który mocno zaznaczył pobliskie Salir na mapie Portugalii, a teraz staje się rozpoznawalny na arenie międzynarodowej. Garstka mieszkańców Palmeiros przygotowywała świąteczny spław na ulicy wioski, kiedy kilku emigrantów przyszło pomóc. Jedna rzecz doprowadziła do drugiej i naturalnie nie minęło wiele czasu, zanim wypito kilka cervejas i vinhos. W trakcie tego procesu zasugerowali, że nadszedł czas, aby zorganizować pierwszą w historii wiejską imprezę uliczną. I miesiąc później tak się stało.

Postępowy prezydent Salir, Francisco Rodrigues, udzielił wsparcia radzie parafialnej i zapewniono sprzęt do zamykania dróg, stoły i ławki. Pojawiły się ogłoszenia, a niedawno utworzona internetowa grupa Palmeiros wkrótce pojawiła się w światowych sieciach.

W nocy przybyła mieszanka mieszkańców i emigrantów, przynosząc napoje i jedzenie na grilla. Większość z nich została udostępniona wszystkim innym. Niesamowite było to, że wielu z obecnych znało niewielu swoich sąsiadów; a jednak ludzie, którzy do tej pory tylko kiwali głowami lub "bom dia" z innymi, nagle zaczęli dzielić się butelkami wina. Rozmowy toczyły się po portugalsku, angielsku i francusku (na różnych poziomach płynności!), a potem zaczęły się tańce.

Po wszystkim wszyscy byli zgodni co do tego, jak udany był ten niezamierzony eksperyment łączący różne narodowości i, co ważniejsze, jak bardzo musimy to powtórzyć. Palmeiros nie jest już kropką na mapie - to teraz tętniąca życiem społeczność.