Jeszcze w tym roku, prawdopodobnie we wrześniu, Donald Trump uda się do Wielkiej Brytanii na swoją drugą "wizytę państwową", a król Karol przełknie swój niesmak i powita go w Wielkiej Brytanii z zaciśniętym uśmiechem. Kolejne symboliczne wydarzenie pozbawione widocznych konsekwencji, ale po raz kolejny eksperci będą musieli je przeanalizować w poszukiwaniu "wyników" i "znaczenia".

Jednak większość ekspertów nie jest idiotami, podobnie jak opinia publiczna. Wyraźnie widać, że za tymi wydarzeniami kryje się pewna strategia, a omawianie jej tutaj jest bezpieczne, ponieważ Trump nigdy tego nie przeczyta. Całe to przedstawienie ma na celu wykorzystanie fascynacji Trumpa brytyjską monarchią.

Jedynym celem wizyty Karola w Kanadzie było podkreślenie suwerenności i odrębności Kanady w obliczu uporczywych twierdzeń Donalda Trumpa, że powinna ona stać się częścią Stanów Zjednoczonych - "51. stanem".

Kanadyjczycy, uśpieni samozadowoleniem z faktu, że Stany Zjednoczone po raz ostatni najechały Kanadę (bez powodzenia) w 1812 roku, obudzili się w trudnej rzeczywistości, że obecny prezydent USA uważa granicę za "sztuczną linię". "Ktoś zrobił to dawno temu, wiele, wiele dekad temu" - powiedział - "i [to] nie ma sensu".

Trump chce więc naprawić ten błąd poprzez wchłonięcie Kanady, choć jak dotąd mówił jedynie o zmiażdżeniu kanadyjskiej gospodarki w celu uzyskania zgody jej obywateli, a nie o uciekaniu się do przemocy fizycznej (jak groził w przypadku innych roszczeń terytorialnych wobec Grenlandii i Panamy).

Ale po co sprowadzać króla Kanady, tytułu, którego nawet sam Karol rzadko używa? W istocie, dlaczego Kanada w ogóle ma króla?

Każdy kraj potrzebuje głowy państwa, a większość demokracji woli nie mieć w tej roli praktykującego polityka. Niezależnie od tego, czy jest to prezydent, czy monarcha, głowa państwa musi być ponad codzienną walką polityczną.

Królowie, cesarze i inni tyrani rządzili oczywiście wszędzie. Stali się modni, gdy około pięć tysięcy lat temu pojawiły się społeczeństwa masowe, i trwali w większości miejsc aż do XVIII wieku lub później, ponieważ demokracja była niemożliwa do czasu pojawienia się masowej komunikacji (początkowo w formie druku i masowej alfabetyzacji).

Kraje, które zdobyły swoje demokracje w drodze rewolucji, takie jak Stany Zjednoczone, zastąpiły swojego monarchę "prezydentem" (słowo to pochodzi z czasów rewolucji amerykańskiej), który pełnił zarówno funkcję głowy państwa, jak i szefa rządu. Niektórzy prezydenci w innych republikach byli później kuszeni, by wykorzystać tę pozycję do dążenia do władzy absolutnej, choć Stany Zjednoczone uniknęły tego problemu do niedawna.

Kraje, które osiągnęły swoją demokrację później i bardziej pokojowo, często uważały, że prościej jest po prostu przekształcić swoich byłych monarchów w niepolityczne i bezstronne głowy państwa. "Królowie" i "królowe" pełnią tę rolę w byłych demokracjach rządzonych przez Brytyjczyków, takich jak Kanada i Australia, a także w wielu innych krajach, od Hiszpanii i Szwecji po Tajlandię i Japonię.

Zabawne jest to, że wielu ludzi w krajach, które dawno temu zamieniły swoich królów na prezydentów, nadal odczuwa dziwny pociąg do mistyki monarchii. Na przykład francuskie media popularne śledzą poczynania brytyjskiej rodziny królewskiej co najmniej tak samo uważnie jak Brytyjczycy.

Mistyka monarchii jest tak fałszywa i celowo sfabrykowana, jak kampania reklamowa produktów kosmetycznych. Król Karol III jest inteligentnym człowiekiem o dobrych intencjach, ciężko pracującym dla Kanady, nawet podczas leczenia raka, ale nie jest wcieleniem starożytnej i świętej przeszłości.

W rzeczywistości, jeśli chodzi o dziedziczność, nawet ja jestem prawdopodobnie bliżej spokrewniony z królem Karolem I niż z królem Karolem III. (Moi przodkowie byli w większości Anglikami i Irlandczykami; jego, przynajmniej w linii męskiej, są w większości Niemcami).

Jednak fałszywa mistyka brytyjskiej rodziny królewskiej urzekła Donalda Trumpa, więc spiskowanie premiera Marka Carneya i króla Karola III w celu przypomnienia Trumpowi, że Kanada ma silne królewskie powiązania (nawet jeśli większość Kanadyjczyków tego nie czuje), miało całkiem dobry sens.

Równie sensowne będzie powitanie Trumpa w Wielkiej Brytanii jesienią podczas bezprecedensowej drugiej wizyty państwowej. Trump jest frajerem prawdziwej władzy (np. jego fanbojski podziw dla Władimira Putina), ale jest tak samo frajerem ceremonii, rytuałów i pułapek fałszywej władzy (Karola).

Zagranie kartą monarchii może uchronić oba kraje przed gorszym traktowaniem z rąk Donalda Trumpa. W końcu jest to człowiek, który uwielbia parady na własną cześć.